Napisz do nas Strona główna Kontakt Archiwum

Druga odsiecz wiedeńska - Koźmice 1914

O pierwszej odsieczy wiedeńskiej z husarią i królem Sobieskim pod Wiedniem każdy uczył się w szkole. Druga rozgrywała się 250 lat później nie pod Wiedniem, ale między innymi na koźmickich polach. Jaki był udział koźmiczan w tym wydarzeniu ? Sama lokalizacja Koźmic (w pobliżu ważnej drogi łączącej Śląsk i Małopolskę ze Wschodem) powodowała, że po wielokroć były areną zmagań wojennych. Zmagań toczonych nie zawsze przez Polaków i nie zawsze w polskiej sprawie, ale zawsze w mniejszym bądź większym stopniu dotykających mieszkańców Rzeczpospolitej Koźmickiej. Wielka wojna (tak w literaturze światowej najczęściej określa się I wojnę światową) trwała 1500 dni, kilkanaście z tych dni, to czas, gdy rozgrywała się ona na oczach koźmiczan. I właśnie o tych dniach, późnej jesieni 1914 roku jest ta opowieść.


Tej wojny chcieli wszyscy. Z różnych powodów, ale była ona oczekiwana i wyczekiwana przez miliony ludzi w całej Europie. Gdy wybuchła, wszędzie – jak Europa długa i szeroka, świętowano i fetowano. List dziękczynny za wypowiedzenie wojny „barbarzyńskiej Rosji” do cesarza Wilhelma II podpisało kilkuset wybitnych, posiadających międzynarodową sławę, niemieckich naukowców. Cieszono się w Galicji, wierząc, że wojna między zaborcami doprowadzi do odrodzenia Państwa Polskiego. Nieco mniej cieszyli się poborowi – kto mógł uciekał przed wojskiem, głównie za Ocean. Skala wyjazdów do USA była ogromna, do wiosennego poboru 1913 roku nie stawiło się w Galicji blisko 80 tysięcy młodych mężczyzn ! Wyjeżdżali także koźmiczanie.

[Rozmiar: 8547 bajtów]
Artyleria austro-węgierska największego kalibru - moździerz 305 mm. Stanowiły wyposażenie twierdzy Kraków w 1914 roku.
Prawdą jest, że wybuch wojny przeszedł w Koźmicach niezauważony. A to dlatego, że wszyscy rozprawiali o niedawnym, niebywale zuchwałym napadzie. W lipcową noc nieznani sprawcy wybili okno aby dostać się do wnętrza szkoły w Raciborsku. Potem próbowali otworzyć metalowy sejf szkolny wmurowany w ścianę. Hałasy obudziły kierownika szkoły Józefa Wandasa. Chwycił załadowany rewolwer i zaczął w ciemności strzelać w kierunku napastników. Złodzieje odpowiedzieli ogniem ale spłoszeni, uciekli z niczym.

Początkowe sukcesy wojsk austro-węgierskich utrzymywały wojenny optymizm. 7 sierpnia kilkudziesięcioosobowy oddział ochotników pod dowództwem Bolesława Szpunara (to jego imię nosi od 1919 roku jedna z wielickich ulic) wymaszerował z Wieliczki w atmosferze festynu i święta w całym mieście. Podobnie wyglądało to w całej Galicji: ochotnicy mieli na czapkach polskie orzełki, orkiestry grały Mazurka Dąbrowskiego a tłumnie zgromadzona publiczność miała przypięte biało-czerwone kokardy. Jak to zapyta Czytelnik: zabór, germanizacja – a tu orzełki, hymn i barwy narodowe ? Ano tak, historia rzadko jest wyłącznie czarno-biała…

Utrata stolicy Galicji – Lwowa i oblężenie austriackiej twierdzy w Przemyślu uświadomiły wielu, że wojna to nie tylko kolorowe mundury i skoczne marsz wojskowych orkiestr.
[Rozmiar: 8547 bajtów]
Austriacka pocztówka propagandowa z okresu wojny: atak spieszonych huzarów węgierskich na pozycje rosyjskie.
Potężne rosyjskie natarcie ruszyło spod Przemyśla i niczym walec parowy niepowstrzymane parło na zachód w kierunku Krakowa. Miasto otoczone 60 kilometrowym, potrójnym pierścieniem fortyfikacji ze 100 tysięczną załogą było najważniejszą twierdzą austriacką. Jej zadaniem było zablokowanie najkrótszej drogi z Galicji do Wiednia. Przygotowując się do obrony zarządzono ewakuację kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców. Spalono wiele wsi wokół Krakowa, aby nie były przeszkodą w ostrzale fortecznej artylerii oraz aby nie stały się schronieniem dla Moskali. Mieszkańców zwyczajnie wyrzucono z domów pozostawiając ich własnemu losowi. Specjalne zasiłki ewakuacyjne wypłacane były tylko mieszkańcom miast. Około 20 tysięcy pozbawionych dachu nad głową ludzi pozostało jednak na miejscu, budując sobie prowizoryczne schronienia w okolicznych lasach.
Fortyfikacje twierdzy sięgały między innymi aż do Soboniowic, Baryczy i Rajska. Wysunięte, polowe stanowiska austriackie były także w Świątnikach i Sierczy. Wielu ludzi uciekało z domów w tych miejscowościach obawiając się skutków spodziewanych walk. Niektórzy trafili do krewnych w Koźmicach, choć i tu przestało być bezpiecznie.

Nauczycielka z Gorzkowa, Józefa Machowska, już 1 listopada „obawiając się nieprzyjaciół o których wiele złego słyszała, postanowiła uniknąć ich przez poddanie się ewakuacji”. I dalej w równie histerycznym tonie: „na czas zdążyła mianowicie ostatnim pociągiem z Wieliczki” . W bezpiecznym schronieniu w Styrii trwała tak długo, aż odpędzono Moskali spod Krakowa a potem spod Tarnowa, Rzeszowa i Przemyśla. Dopiero gdy odbito Lwów uznała, że może wrócić do Gorzkowa. Pod jej nieobecność nie było nauki w szkole. Nauczyciele z sąsiednich wsi nie ulegli
[Rozmiar: 8547 bajtów]
Stanowiska artylerii polowej, podobnie jak szańce piechoty wysunięto daleko przed zewnętrzny pierścień fortyfikacji. Korzystając z osłony dział fortecznych stanowiły pierwszą linię obrony.
psychozie strachu. W Koźmicach nauka trwała tydzień dłużej, a w Raciborsku nawet do 12 listopada. Do tego dnia z Wieliczki ewakuowane zostały wszelkie urzędy i wszyscy urzędnicy (w tym także nauczyciele). Większość koźmiczan pozostała w domach z niepokojem oczekując wydarzeń.
Jednostki austro-węgierskie na kwatery zajmowały budynki szkolne, okoliczne dwory, a także co większe chałupy i stodoły. Byli węgierscy huzarzy, czescy pionierzy, polska piechota, tyrolscy grenadierzy - cała mieszanka narodowościowa Cesarsko-Królewskiej Armii. Gdzieś nad Świątnikami, zawieszone wysoko na horyzoncie, dyndało szare cielsko balonu obserwacyjnego z którego Austriacy kierowali ogniem arytlerii. Od Sierczy przez Podstolice, Ochojno, Rzeszotary aż po Świątniki i Siepraw do ostatka sypano szańce i okopy. Obok pracujących żołnierzy zaangażowano okolicznych mieszkańców. Niektórzy zgłosili się na ochotnika.

Huk dział od 14 listopada to się wzmagał to znów słabł; Moskale atakowali Kraków od północy. Najpotężniejsza twierdza Austro-Węgier odparła napastników bez trudu. Do niewoli wzięto tysiące rosyjskich żołnierzy, w tym także Polaków. Obdarowani chlebem i papierosami przez krakowian, byli przyjmowani życzliwie. Nic
[Rozmiar: 8547 bajtów]
Okopy piechoty austriackiej.
dziwnego, że prowadzeni ulicami miasta wznosili okrzyki: „Niech żyje Kraków !”. Jeden z Rosjan zapytany przez redaktora lokalnej gazety, jak mu się podoba Kraków odpowiedział krótko: „Będzie nasz !”. Wreszcie po tygodniu ciągłej kanonady zapadała cisza – Moskale wycofali się. Ale to nie był jeszcze koniec zmagań o Kraków. Chwila spokoju potrzebna była bułgarskiemu generałowi w służbie cara – Radko Dimitriewowi - na przeprawienie swojej 3 armii na drugi brzeg Wisły. Szturm twierdzy rozpoczął się od nowa. Tym razem na linii ataku znalazły się Koźmice.
Rosjanie tak szybko chcieli zdobyć Kraków, że zostawili daleko w tyle tabory. Nie mieli nie tylko ciężkich armat ale także szpitali, magazynów kwatermistrzowskich z ciepłą odzieżą ani nawet kuchni polowych. Wojsko musiało wyżywić i ubrać się samo. Do tego jeszcze zdobyć paszę dla koni. Siłą rzeczy utrzymanie armii rosyjskiej spadło na barki okolicznych wsi.

Ostatni żołnierze austriaccy z 30 pułku piechoty opuścili Koźmice w piątek, 27 listopada. Przerażonym mieszkańcom powiedzieli, że Moskale są już w Gdowie. W sobotę koło południa, w kilku miejscach wsi naraz, pojawiły się patrole kozackie. Upewniwszy się, że nie ma już Austriaków przystąpili do szabrowania i rabunków. Kradli kury, kaczki, jajka, chleb, mleko, masło a nawet całe ule z pszczołami.
[Rozmiar: 8547 bajtów]
Wjazd kozaków do galicyjskiej wsi.
Z zakładu wychowawczego michalitów w Pawlikowicach Kozacy zabrali wszystkie konie nadające się do jazdy wierzchem. Specjalny list który udało się uzyskać dyrektorowi Janu Latuskowi od rosyjskiego komendanta Wieliczki ochronił zakład przed dalszym rabunkiem.
We dworze Mariana Dydyńskiego w Raciborsku stanął oddział Kozaków kubańskich z atamanem. Odjeżdżając zabrali ze sobą cenne drobiazgi, znalezione we dworze. Następni złodzieje także byli Kozakami – z bronią w reku rabowali przez godzinę, plądrując wszystkie pomieszczenia a nawet grożąc śmiercią Dydyńskiemu. Właściciel oszacował straty na ponad 2000 koron.
Jeńcy wojenni w Koźmicach
Właściciele dóbr najbardziej poszkodowani w wyniku działań wojennych – tacy jak Dydyński, otrzymywali później jako rekompensatę od rządu Austro-Węgier jeńców do pracy w majątkach. Początkowo byli to Rosjanie, później także Włosi i Serbowie. Wykonywali głównie prace polowe i gospodarcze. W majątku Dydyńskiego pracowali także w kamieniołomie w Czarnym Lesie. Grupa jeńców (prawdopodobnie Włochów) w dowód wdzięczności za ocalenie życia wybudowała w 1916 na granicy Witkowic i Koźmiczek kapliczkę. Kapliczka przetrwała do dziś i nosi potoczną nazwę „włoskiej”.
Z kolei Moskale ze 128 pułku piechoty wyrazili oburzenie postępowaniem Kozaków, po czym ukradli to, co jeszcze po nich zostało. Dopiero dowództwo 125 pułku piechoty zapewniło Dydyńskiemu ochronę kwaterując we dworze. Żołnierze pułku rozlokowani w okolicy: Koźmiczkach, Witkowicach, Taszycach spali gdzie popadło: w stajniach, stodołach i na strychach. Oficerowie na kwatery wybierali co bogatsze domy a także szkoły i plebanie. Ci także kradli: „głównie zegarki i pieniądze” – żali się kierownik szkoły w Raciborsku.
Niektórzy próbowali bronić się przed rabunkami Moskali rozwieszając na swych domach obrazy religijne. Przekazywano sobie bowiem pogłoskę, że Rosjanie nie okradają domów w których wiszą wizerunki świętych.
Wspomina gospodarz z jednej z podkrakowskich wsi: „Czy widziałem Moskali? Przyszła ta czerniawa. Zjedli wszystko. Nie mieli prowiantu, ani kuchni polowych, to poniszczyli nas. Żywili się naszym kosztem. Apetyt mieli dobry. Jeden kozak, jak wziął się do jedzenia, jadł od godziny pierwszej do czwartej bez przerwy.” Dla ochrony przed rabunkami wsie samorzutnie organizowały straże nocne złożone z gospodarzy.
Załogę twierdzy stanowili w znacznym stopniu Polacy. Wielu służbę wojskową w armii Austro-Węgier określało jako patriotyczny obowiązek. Ich polski patriotyzm nie kłócił się z obowiązkiem lojalności wobec cesarza Franciszka Józefa, który przypomnijmy był także królem Galicji i Lodomerii oraz Wielkim Księciem Krakowa. Ziemianie i arystokracja także łączyła aktywność w rządzie cesarskim czy parlamencie krajowym z działalnością patriotyczną na rzecz odzyskania niepodległości przez Polskę. Jesteśmy wychowani na szkolnych podręcznikach, które przedstawiają historię wyłącznie w barwach czarno-białych: „Byli zaborcy a porządni Polacy z zaborcami walczyli a nie współpracowali”. Tymczasem prawdziwi ludzie z tamtych czasów nie przystają do tych prostych schematów. Czy na przykład Marian Dydyński – dziedzic Raciborska, zasłużony dla sprawy polskiej i powszechnie ceniony za zasługi dla okolicy ale równocześnie poseł na sejm galicyjski i lojalny poddany Franciszka Józefa to patriota czy kolaborant ?

[Rozmiar: 8547 bajtów]
Samolot Hansa-Branderburg - dzięki podobnym maszynom, sztab austro-węgierski w porę rozpoznał manewr generała Dimitriewa i przegrupował siły ku zaskoczeniu Rosjan.
Pod osłoną gęstej mgły, niewidoczne dla obrońców twierdzy przybywają szwadrony rosyjskiej kawalerii i pułki piechoty. Obok nich na wszystkich okolicznych wzgórzach rozkładają się baterie artylerii polowej. Rosyjskie działa biją przez mgłę w stronę niewidocznych pozycji austriackich. W odpowiedzi, gdy tylko pogoda na to pozwala na koźmickim niebie warczą silniki aeroplanów startujących z lotniska na Rakowicach. Tak oto wojna stała się nośnikiem postępu i nowoczesności. O wynalezionym ledwie przed dziesięcioma laty samolocie, mało kto słyszał w Koźmicach a już nikt nie miał okazji go dotąd zobaczyć. Aż tu wojna sprawiła, że aeroplany i to w wielkiej obfitości mógł do woli pooglądać nawet 4 letni Antek Batko z Koźmiczek.
Z góry lotnicy rozpoznają miejsca stacjonowania sztabów rosyjskich jednostek i pozycje artylerii. Wkrótce do zlokalizowanych celów zaczęła strzelać cała artyleria twierdzy – w tym najpotężniejsze działa o kalibrze 305 mm. Pociski z obu stron przelatują nad głowami koźmiczan. Czasem któryś trafi w dom, stodołę lub kościół, jak to zdarzyło się w klasztorze Reformatów w Wieliczce, gdzie w trakcie nabożeństwa zginęło kilka osób. Koźmice na kilka dni stały się linią frontu: „[..]strzelali cały dzień. Nieważne gdzie się było, ciągle słychać było huk. Cały dzień, bez przerwy. Dzisiaj też strzelają, ale już rzadziej. Można się na chwile uspokoić, żeby znowu ciałem wstrząsnął wybuch. Czasami wydaje mi się, że już ogłuchłem. Nie słyszę nic, tylko ten huk, czy to możliwe, żeby nie słyszeć nic poza działami? Matka płakała, że już niczego nie chce, tylko, żeby przestali strzelać, bo ona zwariuje. Ale ja wiem, ze muszą. „.
Kierownik szkoły w Raciborsku lakonicznie raportuje: „Artyleria forteczna strzelała w dzień i noc a pociski padały niedaleko szkoły”.
Jak dzielne były nasze babcie i prababcie, którym przyszło rodzić w takich warunkach. W chałupach, bez bieżącej wody i lekarskiej opieki, bez wsparcia męża wcielonego do wojska, w huku wybuchów i z kozakami w sąsiedniej izbie. A mali koźmiczanie meldowali się na ten świat jeden za drugi, nie przejmując się, że wojna wokół. W samych tylko Koźmicach urodzili się: Janek Jania (KW 18), Wiktoria Kapusta (KW 4), Władysław Kaczor (KM 7), Maria Michalik (KW 158) i Andrzej Kaczmarczyk (KM 43)
[Rozmiar: 8547 bajtów]
Patrol kozacki.
W Wieliczce stanął już oddział kwatermistrzowski, z zadaniem nadzorowania wymiany pieniędzy. Za austriackie korony i złote reńskie miały być wydawane ruble i kopiejki.Przygotowano już afisze ogłaszające obowiązek przyjmowania nowej waluty przez sklepikarzy i kupców. Rosjanie zdążyli nawet wydrukować pamiątkowe pocztówki ze zdobycia Krakowa z widokami Wawelu, Barbakanu i Rynku.
Po zdobyciu wzgórz: Malinówka i Kaim na granicy Wieliczki, skąd doskonale widać już było krakowskie ulice - Moskale stanęli u wrót Europy. Była niedziela, 6 grudnia 1914 roku. Ale Austriacy, dzięki rozpoznaniu lotniczemu już wiedzieli, że Moskale opuścili pozycje wokół miasta i wszystkie siły skoncentrowali między Bieżanowem a Sygneczowem. Dowództwo twierdzy zrobiło dokładnie to samo: zebrało obrońców z całej fortecy na wąskim odcinku na wprost wroga. Żołnierze austro-węgierscy wyszli poza fortyfikacje i zaatakowali zaskoczonych Moskali. Bój był krwawy ale krótki; Rosjanie rozpoczęli odwrót. Kraków był uratowany.
Rankiem następnego dnia, z kierunku Gorzkowa, nadjechali węgierscy huzarzy. Szkoła w Raciborsku, ulokowana w pobliżu drogi stała się na kilka dni posterunkiem polskiej żandarmerii. Po żandarmach pojawił się w Raciborsku szpital polowy austriackiego Czerwonego Krzyża, który rozbił namioty na okolicznych polach niszcząc jesienne zasiewy.
Było wielu rannych i zabitych. Zostało po nich kilkaset cmentarzy wojskowych rozsianych po całej Małopolsce. Budowane były jeszcze w czasie wojny przez Austriaków. Te najbliższe Koźmicom – to kwatera wojskowa na cmentarzu miejskim w Wieliczce, cmentarzyk w Podłężu, Małej Wsi, mogiła w Kokotowie oraz kwatera na cmentarzu parafialnym w Gdowie. Zbiorowy grób istniał także w obrębie cmentarza w Świątnikach Górnych ale po 1945 został zlikwidowany. Podobny los spotkał mogiłę żołnierza austriackiego na cmentarzy w Podstolicach.

Niemymi świadkami bitwy pod Krakowem są wciąż obecne w wielu miejscach miasta pozostałości fortów. Na wzgórzu Kaim, w najdalej na zachód położonym miejscu, dokąd dotarli Rosjanie w grudniu 1914 roku, do dziś stoi pamiątkowy obelisk. Doskonale widać go z drogi krajowej nr 4 i z pociągu relacji Kraków – Wieliczka. W zagajnikach, laskach, na wzgórzach w okolicy Koźmic można jeszcze odnaleźć zarysy szańców i okopów – to także ślady tamtych wydarzeń.
[Rozmiar: 8547 bajtów]
Władysław Półtorak z Koźmic Małych w mundurze żołnierza armii Austro-Węgier z narzeczoną Marią Batko. Zdjęcie z 1916/17 roku. A ślub odbył się dopiero po wojnie w 1921 roku.
Powojenny krajobraz okolicy Koźmic z grudnia 1914 roku przybliża nam reporter krakowskiego „Czasu”: „Po zakończeniu działań wojennych cała okolica pozostała wyludniona, pola nie uprawione, skopane, zryte bez szans na plony w przyszłym roku. W Sierczy, Sygneczowie, Janowicach, Lednicy, Taszycach, Jankówce, Chorągwicy[..] Pawlikowicach domy przeważnie opustoszałe i zrabowane.

Choć Rosjanie mieli przewagę liczebną nad Austro-Węgrami to nie wystarczyło to jednak do zwycięstwa bo musieli się zmierzyć z dobrze przygotowanymi do obrony umocnieniami i artylerią forteczną. Zwłaszcza artylerzyści okazali się trudnym przeciwnikiem – np. w czasie szturmu Prokocimia, obrońców wspierały działa z tak odległych miejsc jak Kopiec Kościuszki, precyzyjnie strzelając na przedpola Wieliczki. Wielu historyków uważa, że bez twierdzy Kraków nikt ani nic nie powstrzymałoby Rosjan przed zdobyciem Wiednia. Wynika z tego, że Polacy ratowali Wiedeń co najmniej dwukrotnie. W 1683 roku ocaliła go husaria Sobieskiego a w 1914 działa forteczne twierdzy Kraków. W zwycięstwo znaczny wkład mieli mieszkańcy okolicznych miejscowości, którzy wcieleni do różnych jednostek austro-węgierskich, zwyczajnie po ludzku, bronili własnej ziemi przed wrogiem. Byli wśród nich także koźmiczanie.

Andrzej Pasula

Podziękowania dla Piotra Kaczora za pomoc w przygotowaniu materiałów.

Najważniejsze źródła:
1. Kronika szkolna z Raciborska.
2. Kronika szkolna z Gorzkowa.
3. Kronika szkolna z Koźmic Wielkich.
4. Twierdza Kraków. Cz.IV - wokół krakowskiej twierdzy.. – H.Łukasik
5. Wojna galicyjska. – J.Bator
6. Kraków w czasie I wojny światowej Praca zbiorowa wydana staraniem Towarzystwa Miłośników Historii Krakowa.
7. Drzewo genealogiczne koźmiczan - Piotr Kaczor

Czytaj także:więcej o historii Koźmic.

grudzień 2009
kozmice.pl