Napisz do nas Strona główna Kontakt Archiwum

Wieści z Nosalówki

[Rozmiar: 18346 bajtów]Koźmiczanie już napisali o tym w księdze gości i w komentarzach - odnotujmy zatem, że na Nosalówce pojawiły się prowizoryczne toalety. Zainstalowane zostało betonowe szambo o pojemności 6 m3. Na nim posadowiono konstrukcję starej wiaty przystankowej, podłączono także sanitariaty i drzwi z demobilu. Nowość wywołała mieszane uczucia wśród koźmiczan - część, głośno wyraża swoje niezadowolenie decyzją sołtysa, inni uważają, że użyteczność toalet na Nosalówce z nawiązką kompensuje ich niekorzystny image. Czytaj więcej...
lipiec 2010

Instalacja nowego proboszcza

[Rozmiar: 2946 bajtów] Ksiądz Eugeniusz Dziedzic urodził się w Mielcu. Ukończył Niższe Seminarium Duchowne Księży Michalitów w Miejscu Piastowym a następnie Wyższe Seminarium w Krakowie. Mszę prymicyjną odprawił w maju 1996 w Barwałdzie, z którym jest związany poprzez rodzinę ojca. Pełnił posługę kapłańską w ośrodku michalickim w Markach pod Warszawą a ostatnio w nowopowstałej parafii w Słupnie. Nie obca jest mu dewiza: „W zdrowym ciele - zdrowy duch”. Występował w reprezentacji piłkarskiej Zgromadzenia Michalitów, prowadził górskie rekolekcje dla chłopców, uczestniczył w pielgrzymce rowerowej do sanktuarium św. Michała Archanioła w Monte Sant’ Angelo. Jej uczestnicy pokonali na rowerach blisko 1700 km. Był także inicjatorem i animatorem wielu przedsięwzięć o charakterze muzyczno-sakralnym. M.in. w Markach założył dziecięcy chór „Barka”, liczący 40 uczestników w wieku od 6 do 12 lat. Ksiądz Eugeniusz Dziedzic od 25 lipca 2010 jest proboszczem w Parafii św. Michała Archanioła w Pawlikowicach.
Czytaj także: Pożegnanie proboszcza.
W trakcie wyprawy na beskidzkie szczyty - zdjęcie ze strony www.michalici.pl
lipiec 2010

Włączyli serpentyny !

[Rozmiar: 10766 bajtów]6 lipca, z dwutygodniowym opóźnieniem spowodowanym przez majowe, ulewne deszcze został ponownie włączony do ruchu odcinek drogi wojewódzkiej 964 od Pawlikowic do koźmickich serpentyn, tuż przed granicą z Raciborskiem.Remont trwał w sumie 8 tygodni, przez cały ten czas na głównej drodze wiejskiej przez Koźmiczki (nr 146) panował wzmożony ruch, który doprowadził do błyskawicznej dewastacji nawierzchni. Czy dziurawa droga zostanie jedyną pamiątką Koźmiczek po dwumiesięcznym zastępstwie drogi wojewódzkiej?
lipiec 2010

Marian Dydyński - dziedzic Raciborska

[Rozmiar: 22278 bajtów]Marian Dydyński - człowiek niezwykły, który wywarł niemały wpływ na losy nie tylko samych Koźmic czy najbliższej okolicy ale i całej Galicji. Pasjonat, świetny organizator, posiadający rozległe koneksje i szerokie wpływy, jednocześnie w życiu prywatnym - niespełniony jako mąż i ojciec. Staranne i wszechstronne wykształcenie czyniło go sprawnym politykiem umiejącym realizować wytyczone cele. Dziedzic Raciborska oraz wielu mniejszych i większych posiadłości w całej okolicy. Bez wątpienia postać intrygująca, nietuzinkowa, nieco tajemnicza i warta bliższego poznania.

Pochodził z starej, choć nieco już zubożałej rodziny szlacheckiej. Urodził jako trzecie z kolei dziecko Piotra Dydyńskiego i Elżbiety z Przychockich . Przychoccy byli w tym czasie bogatym rodem kupieckim. Na handlu solą dorobili się fortuny, a jej widomymi symbolami, które przetrwały do naszych czasów są: Pałac Przychockich przy południowej wierzei wielickiego rynku (obecnie siedziba szkoły) oraz dwór w Sierczy.
[Rozmiar: 27228 bajtów]
Dwór w Raciborsku - wg stanu z 1935 roku. Fot. z archiwum rodzinnego Morsztynów.
Przychoccy odkupili także od rodziny Morsztynów, część ich upadającego majątku – m.in. Raciborsko i Witkowice (dziś część Gorzkowa). Młodzi Dydyńscy mieszkali wtedy w Bilczycach i tam właśnie w 1843 roku urodził się Marian. Do Raciborska, Dydyńscy przeprowadzili się dopiero w cztery lata później, gdy w posiadanie majątku weszła Elżbieta Dydyńska. Piotr Dydyński dźwignął z upadku, kwitnący za rządów Morsztynów majątek. Marian otrzymał staranne wykształcenie prawnicze, studiował także historię i literaturę. Od 1873 roku roku na mocy darowizny matki Elżbiety, został właścicielem Raciborska i Witkowic. Rodząca się właśnie autonomia galicyjska w ramach Cesarstwa Austro-Węgier stwarza okazję do politycznej kariery i tej drodze poświęca się Marian Dydyński.

Zaczynał od nowopowstałego powiatu wielickiego, gdzie pełnił funkcję sekretarza Rady Powiatu i był członkiem Wydziału Powiatu. Został także prezesem założonej Powiatowej Kasy Oszczędności w Wieliczce. Poparcie w sferach ziemiańskich zjednał sobie jako założyciel a później prezes Okręgowego Towarzystwa Rolniczego.
[Rozmiar: 13357 bajtów] Marian Dydyński.
W krótkim czasie zdołał zmonopolizować w ramach Towarzystwa całą niemal działalność handlową okolicznego ziemiaństwa. Gościł wielokrotnie w Raciborsku liczne zjazdy i narady Towarzystwa, zaskarbiając sobie wdzięczność, uznanie i głosy wyborcze uczestników. W 1877 został posłem na Sejm Galicyjski w ramach tzw. I kurii czyli posłów reprezentujących wyłącznie własność ziemiańską. Ordynacja wyborcza była tak skonstruowana, że wystarczyło otrzymać około 50 (pięćdziesięciu) głosów aby zostać posłem I kurii. Jego działalność sejmowa koncentrowała się wokół obrony interesów galicyjskich ziemian , choć zdarzały mu się także inicjatywy takie, jak ta z 1890 dotycząca zakładania szkół gospodyń wiejskich. W 1895 roku został wybrany do komisji sejmowej, której zadaniem była rewizja austriackiego katastru gruntowego. Po karierze politycznej w sejmie krajowym we Lwowie przyszła kolej na izbę wyższą parlamentu ogólnoaustriackiego – Izbę Panów w Wiedniu, czyli odpowiednik polskiego senatu. Pasją Dydyńskiego była historia, zgromadził w Raciborsku imponujący księgozbiór, finansował także niewielki badania archeologiczne w najbliższej okolicy. Co ciekawsze plony tych wykopalisk eksponował w raciborskim dworze. Także ta pasja doczekała się politycznego namaszczenia – w tymże samym, 1895 roku, został mianowany przez Ministra Wyznań i Oświaty Austro-Węgier konserwatorem w „Centralnej Komisji dla Badań i Konserwacji Pomników Sztuki i Historii”.

Udział Polaków w najwyższych strukturach władzy Cesarstwa Austro-Węgier jest oceniany czasem w kategoriach kolaboracji z okupantem. Wszak Austria była jednym z uczestników rozbioru Polski i bezpośrednio przyczyniła się do upadku Państwa Polskiego.
[Rozmiar: 13357 bajtów] Płyta nagrobna Mariana Dydyńskiego z Dziekanowic. Na płycie wyryte zostało intrygujące motto: Parve domus, magna quies co jest tłumaczone jako: Mały dom, wielki spokój.
Językiem urzędowym był niemiecki, austro-węgierskie były flagi, godła i święta państwowe. Wawel – święte miejsce Polaków, został bezceremonialnie zamieniony przez Austriaków na koszary wojskowe. Galicyjski sejm krajowy wystosował do cesarza wiernopoddańczy list kończący się słowami: „Przy Tobie Najjaśniejszy Panie stoimy i stać chcemy”. Posłowie polscy z niebywałym przepychem i entuzjazmem przyjmowali we wszystkich miastach i miasteczkach całej Galicji cesarza Franciszka Józefa w czasie jego inspekcji w 1880 roku. Najbardziej zaangażowani w sprawy polskie parlamentarzyści mówiąc o „Ojczyźnie” mieli na myśli „Austro-Węgry”. Bo tak też pojmowali wówczas patriotyzm. Wprowadzenie języka polskiego do sejmu i urzędów, budowa od podstaw regularnego szkolnictwa ludowego z wykładowym językiem polskim, czy też przywrócenie obchodów polskich świąt narodowych – wszystkie te zdobycze polskich parlamentarzystów nie przeszkadzały im równocześnie być lojalnymi poddanymi cesarza. W pełni uwidoczni się po wybuchu wielkiej wojny, kiedy prości ludzie na ulicach i uliczkach jak Galicja długa i szeroka będą na widok żołnierzy w austro-węgierskich mundurach mówić: „nasi”. Nie przystaje do współczesnych, uproszczonych czarno-białych schematów taka postawa, gdzie ramię w ramię z zaborcą buduje się …Polskę.

W szkolnej kronice Raciborska odnajdujemy zapis o tym, że gdy powstawała szkoła (1891 – 1894) Marian Dydyński zadeklarował przekazywanie na jej utrzymanie stałej, rocznej renty. Można by stąd wysnuć wniosek, że była to dobrowolna darowizna świadcząca o dużej wrażliwości darczyńcy na potrzeby oświatowe lokalnej społeczności. Wniosek błędny, albowiem w ówczesnym porządku prawnym, właściciel majątku ziemskiego miał ustawowy obowiązek (ustawa Galicyjskiego Sejmu Krajowego ze stycznia 1894) łożenia połowy kosztów utrzymania miejscowej szkoły ludowej. Zatem Dydyński akurat w tym wypadku, nie był filantropem a jedynie spełniał prawem nałożony obowiązek.

[Rozmiar: 13357 bajtów] Herb Dydyńskich Gozdawa wyryty na krzyżu kamiennym z 1900 roku. Krzyż stoi do dziś w pobliżu kościoła w Raciborsku.
Dydyńscy w 1849 roku uzyskali u cesarskim urzędzie do spraw nobilitacji przywrócenie swego szlacheckiego pochodzenia, wywodząc je od przodków z 1212 roku. Formalność owa była konieczna, ponieważ Austriacy po I rozbiorze anulowali wszelkie tytuły stanowe polskiej szlachty. „Gozdawę” – czyli rodowy herb Dydyńskich do dziś możemy oglądać na cokole krzyża z piaskowca w Raciborsku. Marian Dydyński na początku XX wieku był osobą publiczną, posiadał rozległe znajomości i niemałe wpływy w środowiskach ziemiańskich, głównie Ziemi Krakowskiej. Jako polityk występował już na arenie ogólnokrajowej, w całej Galicji. Oto jak jego osobę charakteryzuje dziennikarz krakowskiej, poczytnej gazety „Czas” w 1914 roku: "znany jest szeroko ze swej powagi, doświadczonego sądu, rozumu obywatelskiego, nie ma sprawy publicznej i zawodowej naszego ziemiaństwa, która by się obyła bez jego współudziału, jego słowo, jego zdanie znajdują zawsze posłuch, bo płyną z najgłębszej miłości kraju i ojczyzny. Cieszy się też poważaniem i miłością włościan, których sprawy rolnicze mają w nim zawsze gorącego orędownika ".

Pod koniec 1914 roku wojna zaczęła zagrażać całej Galicji Zachodniej. Urzędnicy, nauczyciele i wiele innych osób zostało ewakuowanych z okolic Krakowa do Austrii i Czech. Podobnie postąpiło wielu właścicieli dóbr w okolicy, ale Dydyński postanowił zostać: Pozostałem, gdyż mi to łatwiej przyszło, jako samemu i niemającemu rodziny.
[Rozmiar: 13357 bajtów] Jak odnotowuje lokalna tradycja, jeńcy byli narodowości włoskiej i jako wotum dziękczynne za ocalenie życia zbudowali małą, skromną kapliczkę która po dziś dzień stoi przy drodze Gorzków - Raciborsko.(relacji Stanisławowi Dziedzicowi udzieliła Maria Pora)
Narażałem na ryzyko tylko samego siebie, nikogo więcej. Wydawało mi się, że człowiek, postawiony przez los na jakimś posterunku, nie powinien go opuszczać, nawet w najgorszej doli. Przytem powodowała mną poniekąd chęć przykładu dla moich sąsiadów, jak i włościan miejscowych, którzy przed inwnzją i podczas inwazji przychodzili do mnie o radę, co mają robić: uciekać czy pozostać? Wtedy nie mogłem stanowczo doradzać, aby zostali, ale wtedy mówiłem, że sam zostaję, że wolę przetrwać burzę, niż później wracać do zrujnowanego domu, gospodarstwa i całego mienia.
Przez dwa tygodnie Rosjanie stacjonowali w Raciborsku, a Dydyński był wielokrotnie okradany przez kolejne fale rosyjskich żołnierzy. Jedna z kozackich band rabusiów groziła mu nawet śmiercią, niezadowolona z małego łupu. Ale przecież ostatecznie przetrwał; cały i zdrów, choć z niemałymi stratami w gospodarstwie i majątku. Część z tych strat została mu zresztą zrekompensowana. Po odejściu frontu na wschód i przywróceniu spokoju w Galicji, właściciele ziemscy, otrzymywali od władz austriackich grupy jeńców wojennych do pracy w ich zniszczony w wyniku działań wojennych, majątkach. Pracowali oni także w majątku Dydyńskiego: m.in. w kamieniołomie leżącym w Czarnym Lesie pomiędzy Witkowicami (dziś przysiółek Gorzkowa) a Koźmiczkami. Jak odnotowuje lokalna tradycja, jeńcy byli narodowości włoskiej i jako wotum dziękczynne za ocalenie życia zbudowali małą, skromną kapliczkę która po dziś dzień stoi przy drodze Gorzków – Raciborsko.

Dydyński nigdy się nie ożenił i z wiekiem coraz częściej martwił się o spadkobiercę majątku. Początkowo chciał go przekazać jednemu z bratanków ale gdy jeden zmarł a drugi poważnie zachorował, powziął nową ideę – stworzenia instytucji naukowej swego imienia. Majątek miał być wówczas oddany w zarząd Akademii Umiejętności a dochody niego byłyby przekazywane na działalność fundacji. Od tego zamiaru odwiódł Dydyńskiego ówczesny prezes Akademii, Stanisław Tarnowski. W zamian zasugerował aby Dydyński przekazał własność, któremuś z młodych Morsztynów, którzy od XVI wieku władali tą ziemią. Wybór padł na 7 letniego Krzysztofa Morsztyna. Mały Krzyś został naznaczony na spadkobiercę Dydyński w testamencie sporządzonym w 1912 roku. Tak oto, dziwnym zrządzeniem losu, po stu letniej przerwie, Raciobrsko miało wrócić do rodu Morsztynów.

[Rozmiar: 13357 bajtów] Krzyż na kamiennej podstawie - tak wygląda grób rodziny Dydyńskich wewnątrz muru przykościelnego w Dziekanowicach.
Marian Dydyński zmarł 12 kwietnia 1920 roku w swoim ukochanym Raciborsku. Jego pogrzeb odbył się na cmentarzu w Dziekanowicach i zgodnie z wolą zmarłego, był niezwykle skromny, nie wygłaszano nawet żadnych mów nad jego trumną. W momencie śmierci, naznaczony na spadkobiercę Krzysztof Morsztyn, miał zaledwie 17 lat, więc zarząd majątku przeszedł w ręce jego ojca - Henryka Morsztyna. Sam Krzysztof objął spadek dopiero 9 lat później, po ukończeniu studiów i odbyciu służby wojskowej. Nie ma już raciborskiego dworu, rozparcelowano folwarczne pola, w ruinę popadł piękny niegdyś park przydworski. Po Marianie Dydyńskim przetrwał w Raciborsku kamienny krzyż przydrożny, wystawiony w roku 1900 – u progu nowego stulecia z następującą inskrypcją: „Boże zlituj się nad tą ziemią i wskaż ludziom drogi Twoje”. W 1920 roku, niedługo po śmierci Dydyńskiego, Henryk Morsztyn, wydzielił z folwarku w Witkowicach parcelę i ofiarował ją nowopowstającej parafii w Gorzkowie. Zastrzegł przy tym, aby w zamian za darowiznę po wieczne czasy odprawiane były w kościele w Gorzkowie corocznie trzy msze święte fundacyjne. Pierwsza w intencji Henryka Morsztyna, druga za duszę Mariana Dydyńskiego a trzecia o "Błogosławieństwo Boże w urodzajach polnych" dla rodziny fundatora. Nabożeństwo w intencji Mariana Dydyńskiego ma być mszą świętą śpiewaną , odprawianą w rocznicę jego śmierci, czyli 12 kwietnia. Czy ten zwyczaj dotrwał do naszych czasów, czy gorzkowscy proboszczowie pamiętali o zobowiązaniu - niewiadomo.
Andrzej Pasula

Najważniejsze źródła:
Ród Morstinów i jego zasługi dla Wieliczki, wielickiej kopalni soli, Raciborska i okolic - Jadwiga Duda, Zeszyt nr 63 ze 118 spotkania z cyklu Wieliczka - Wieliczanie, Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Wieliczce 2007
Najazd na Raciborsko - "Czas" numer z 22.12.1914, Małopolska Biblioteka Cyfrowa
Śp. Maryan Dydyński (nekrolog) - "Czas"numer z 30.04.1920, Małopolska Biblioteka Cyfrowa Marian Dydyński - Polski Słownik Biograficzny, tom XXII (dzięki życzliwości Jadwigi Dudy)

lipiec 2010

Znów zamknięta droga 964

[Rozmiar: 22417 bajtów] Z opóźnieniem rozpoczną się prace na kolejnym odcinku drogi 964. Do końca wakacji zamknięty dla ruchu będzie odcinek od Ochronki do skrzyżowania w Rożnowej (ulice Lednicka i Dobczycka). Od kilku dni zamknięto także przejazd ulicą Kopernika, która mogła stanowić wygodną alternatywę remontowanego fragmentu drogi wojewódzkiej. Oficjalny objazd poprowadzony jest przez Sierczę i Grabówki. Kierowców czekają więc ciężkie dni, można spodziewać się także kłopotów z przestrzeganiem rozkładu jazdy na liniach busów, jeżdżących zamkniętym odcinkiem.
lipiec 2010

Pożegnanie proboszcza

[Rozmiar: 3011 bajtów]W lipcu, w związku z zakończeniem kadencji oraz na mocy decyzji Władz Zgromadzenia Michalitów, obowiązki proboszcza w parafii św.Michała Archanioła w Pawlikowicach, przestaje pełnić ks. Czesław Knebel. Część mieszkańców Koźmic Małych korzystało i nadal korzysta z posługi duszpasterskiej w Pawlikowicach. Zachowają oni księdza Czesława w pamięci, jako miłego, życzliwego i dobrego kapłana. Księdzu Czesławowi Kneblowi życzymy opieki Opatrzności Bożej oraz zdrowia i sił niezbędnych do sprawowania posługi kapłańskiej.
lipiec 2010

Ponad 50 stopni w słońcu !

[Rozmiar: 3394 bajtów] 17 lipca w Koźmiczkach, temperatura w słońcu, mierzona we wczesnych godzinach popołudniowych, sięgnęła 51 stopni Celsjusza. W cieniu nie przekroczyła 34 stopni. To ukoronowanie trwających od początku miesiąca 30-stopniowych upałów. Mamy rekordowo wysokie temperatury, choć bywało goręcej. Zanotowana w czerwcu 1833 roku w Krakowie, temperatura powietrza wyniosła 38,4 C. Uwzględniając poprawkę na obserwowane dziś różnice temperatur między Krakowem a Koźmicami, laboratorium meteorologiczne na Nosalówce mogłoby wówczas zarejestrować około 36 C.
lipiec 2010

Koźmiczki w eterze

[Rozmiar: 27228 bajtów] Za sprawą prężnie działającej Krakowskiej Grupy Ekspedycji Radiowych znów głośno było o Koźmiczkach w krótkofalarskim eterze w całej Polsce. A to dlatego, że KGER za oficjalną siedzibę obrało sobie właśnie Koźmice Małe. W ramach tegorocznego, Małopolskiego Pikniku Lotniczego, Grupa zorganizowała we współpracy z Muzeum Lotnictwa w Krakowie konkurs z nagrodami dla krótkofalowców. W zmaganiach wzięło udział prawie 100 stacji, to sporo zważywszy, że cała społeczność krótkofalowców w Polsce liczy około 3,5 tys osób.

[Rozmiar: 27228 bajtów]
Oto jak sam Wojtek Tchórzewski. w imieniu organizatorów skomentował konkurs: Udało się nam w tym roku taką imprezę zmontować, że jak się to mówi, w środowisku "huczy". Naprawdę grube setki krótkofalowców z SP (Polski) i okolic dobrze znają Koźmice Małe, gmina Wieliczka (M-WI05). Napracowaliśmy się bardzo nad organizacją i teraz cieszy nas bardzo sukces w postaci doskonałej zabawy. Fot.Tomek Półtorak
[Rozmiar: 27228 bajtów]
Tymczasowa siedziba Krakowskiej Grupy Ekspedycji Radiowych w czasie Małopolskiego Pikniku Lotniczego.Fot. Wojtek Tchórzewski
[Rozmiar: 27228 bajtów]
Kolejna atrakcja pikniku - akrobacja w wykonaniu Marka Szufy, na codzień kapitana rejsowych Boeingów PLL Lot. Fot. Andrzej Pasula
W Polsce (SP) jest czynnych około 3500 krótkofalowców. Konkursów z nagrodami praktycznie nie ma, w różnych akcjach dyplomowych wydawane jest średnio ok. 20 dyplomów. Są oczywiście wielkie akcje ogólnopolskie, gdzie tych dyplomów wydaje się setki, ale one trwają nieprzerwanie i przez całe lata.
W zorganizowanym przez Krakowską Grupę Ekspedycji Radiowych dwudniowym konkursie z nagrodami walczyło blisko 100 stacji, sklasyfikowanych zostało 75. Miejsc nagradzanych było 20. Nagrody atrakcyjne, bo składały się z całych pakietów książek wydawanych przez Muzeum Lotnictwa w Krakowie. Pakiety były zróżnicowane w zależności od miejsca. Poza tym był puchar i książki kupione przez organizatora. Program dyplomowy trwał 10 dni. 15 stacji organizatora pracowało pod znakami okolicznościowymi, żeby łatwo je było zidentyfikować (np. ja: SN07MPL. 07, bo piknik był siódmy). Nawiązaliśmy w tym czasie blisko 4500 łączności (QSO) z co najmniej czterystu różnymi stacjami. Oczywiście każda stacja starała się "zaliczyć" jak najwięcej stacji organizatora. Jak mówi Wojtek SP9ORH: Należy się liczyć z tym, że wydanych będzie w granicach 150 - 200 dyplomów.
Akcję opisywał w swoich komunikatach Polski Związek Krótkofalowców oraz prasa branżowa: Świat Radio i Krótkofalowiec Polski. I wszędzie pełną nazwą wymieniane były Koźmiczki - siedziba KGER, czyli organizatora! Na koniec: cała ta akcja jest naturalnie non profit. Wszystko ze składek członkowskich i od sponsora - Muzeum.

Wojtek Tchórzewski

Gratulacje z udanego przedsięwzięcia dla całej grupy organizatorów. Życzymy kolejnych sukcesów, bo przecież dzięki nim o Koźmiczkach dowiadują się ludzie z całej Polski.
Dla uważnych Czytelników mamy niespodziankę - przekazane przez Wojtka bilety wstępu do Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Każdy bilet jest dla 3 osób i jest ważny do końca 2010 roku! Muzeum jest godne polecenia nie tylko ze względu na unikatowe eksponaty ale także z powodu niezwykłej pasji i zaangażowania tworzących go ludzi. Warto wybrać się na ciekawą wycieczkę. Zainteresowanych - prosimy o kontakt na adres: admin@kozmice.pl .

Zobacz także:
SP9ORH nadaje z Koźmic Małych.
Koźmiczanie na pikniku (lotniczym)
lipiec 2010

Siwy dym

[Rozmiar: 9147 bajtów] gruby:Prośba aby na stronie głównej dać komunikat że jeżeli już ktoś musi to niech pali trawy przed południem,bo wieczorem nie idzie okien otworzyć.
Damian:Prośba do palących trawy aby nie palili wcale.
Mieszkamy na wsi, więc bez spalania siana i suchych gałęzi pewnie się nie obędzie, natomiast zawsze przyda się prosta refleksja, że nie mieszkamy sami na tym świecie i że musimy mieć wzgląd na naszych sąsiadów.

lipiec 2010
kozmice.pl